Synowie prezydenta 03 -Banks Leanne - Ridge msciciel, 1, ebooki nowe 2011
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LEANNE BANKS
Ridge mściciel
Harleguin
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Istambuł • Madryt • Mediolan • Paryż • Praga
Rvdnfiv • fi7tnkhnlm • Tnkin • WarR7awa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Cóż za ironia losu!
Oto zniewalający uśmiech Dary Seabrook, pomyślał
Ridge Jackson, obserwując dziewczynę stojącą w tłumie
studentów. Córka chrzestna Harrisona Montgomery'ego,
kandydata na prezydenta, z łatwością przekonała audy
torium, jak należy głosować.
Jej zapał i pogoda ducha trafiały do przekonania mło
dym wyborcom, którzy dotychczas rzadko popierali Mont
gomery'ego. Dziennikarze prasowi i telewizyjni gotowi
byli paść na kolana przed śliczną i mądrą dziewczyną.
Krótko mówiąc, taka sojuszniczka to prawdziwy skarb.
A zatem na równi z innymi dobrami kandydata na prezy
denta wymagała ochrony.
Studentki podziwiały niezależność Dary oraz jej inte
ligencję. Niewątpliwie podobała im się również fryzura
urodziwej brunetki, stwierdził ironicznie Ridge. Stanęło
mu przed oczyma zdjęcie Dary, które widział niedawno
na okładce poważnego tygodnika o wielkim nakładzie.
Podejrzewał, że dla studentów inteligencja dziewczy
ny była znacznie mniej istotna. Młodsi wpatrywali się
z cielęcym zachwytem w jej niebieskie oczy i poddawa-
li się czarowi promiennego uśmiechu. Bardziej doświad
czeni spoglądali przez chwilę na urodziwą twarz, a po
tem obrzucali taksującym spojrzeniem sylwetkę panny
Seabrook. Zdaniem Ridge'a dziewczyna wyglądała uro
czo w prostej, ale wytwornej sukni, prezentowałaby się
jednak znacznie bardziej interesująco, gdyby naga leżała
na zmiętej pościeli.
Kiedy Dara się odwróciła, starannie ułożone kosmyki
ciemnej grzywki odsłoniły duży plaster na czole. Właś
nie z powodu tego opatrunku Ridge zjawił się na przed
wyborczym spotkaniu. Gdy podejmował kolejne zlece
nie, często zadawał sobie pytanie, czy tym razem będzie
musiał ryzykować życie. Zawsze istniało niebezpieczeń
stwo, że przyjdzie mu pożegnać się z tym światem. Od
sunął na bok ponure myśli. Cóż za ironia losu, pomyślał.
Miał strzec Dary Seabrook jak oka w głowie. Dzięki
temu zleceniu znajdzie sposób, by odpłacić Harrisonowi
Montgomery'emu pięknym za nadobne.
Clarence Merriman, szef regionalnego sztabu wybor
czego, dreptał w pośpiechu obok Dary. Szli właśnie do
czekającej przed budynkiem limuzyny.
- Nie powinna pani dzisiaj opuszczać hotelu. Nale
żało zostać w łóżku i odpocząć. Nie rozumiem, jak to
się stało, że zgodziłem się na wygłoszenie przemówienia.
Jest pani teraz blada jak ściana.
Dara miała lekkie zawroty głowy, ale wolałaby u-
mrzeć, niż przyznać się do takiej słabości. Zbyła uwagi
Merrimana lekceważącym ruchem dłoni.
- Proszę się nie martwić. Fotografie w gazetach będą
zapewne czarno-białe. Czytelnicy się nie zorientują.
- Wystarczy, że ja widzę, co się dzieje - rzucił ziry
towany Clarence. Mamrocząc coś niezrozumiale, opie
kuńczym gestem ujął pannę Seabrook za ramię. - Proszę
mi wybaczyć nadmiar szczerości, ale jest pani blada
niczym trup.
- Mąci mi pan w głowie. Raz porównuje mnie pan
do ściany, to znów do trupa. - Dara uśmiechnęła się
promiennie do zatroskanego opiekuna. - Z radością słu
cham tych wyszukanych komplementów, ale nie zapo
minajmy o przyziemnych sprawach. Mój żołądek upo
mina się o swoje prawa. Wstąpimy gdzieś w drodze
do baru i zjemy parę kanapek? Gdy zaspokoję głód, mo
że mnie pan odprowadzić do pokoju, zapakować do
łóżka i...
Dara umilkła. Napotkała wzrok postawnego mężczy
zny, który stał obok limuzyny. Czuła na sobie taksujące
spojrzenie piwnych oczu. Można by pomyśleć, że nie
znajomy w ułamku sekundy ocenił jej wzrost i wagę,
a ponadto tajemniczym sposobem dostrzegł rodzinne
znamię ukryte pod suknią.
Granatowy garnitur podkreślał szerokie ramiona.
Ciemne włosy sięgały kołnierza marynarki. Wzięłaby
tego mężczyznę za zwyczajnego gapia lub podrywacza,
gdyby nie ponury i zdecydowany wyraz jego twarzy.
Intuicja podpowiadała Darze, że nieznajomy jest nie
bezpiecznym osobnikiem. Nie udawał twardziela jak
wielu młodych i rokujących wielkie nadzieje polityków,
z którymi miała do czynienia. Ci ludzie mieli wpływo-
wych rodziców i nosili drogie garnitury, ale sami nie-
wiele sobą reprezentowali. Dara podziwiała nieznajome-
go, a zarazem czuła się w jego obecności odrobinę za
kłopotana.
Przywykła do gapiów i licznej asysty, ale nikt się jej
dotąd nie przyglądał z taką natarczywością. Odwróciła
wzrok i popatrzyła na Clarence'a, który wertował swój
notes. Kartki zatrzepotały, gdy powiał jesienny wiatr.
- Całkiem zapomniałem. To chyba pan Jackson z...
- Merriman zmarszczył brwi, próbując odczytać własne
bazgroły.
- Jestem z agencji ochroniarskiej Sterlinga - wyjaś
nił mężczyzna dźwięcznym barytonem. Popatrzył znów
na Darę. - Chodzi o pannę Seabrook.
Zaniepokojona Dara poczuła ucisk w żołądku.
Tajemniczy pan Jackson podał Merrimanowi doku
menty, zmierzył Darę badawczym spojrzeniem i otwo
rzył przed nią drzwi limuzyny.
- Sądzę, że pański gość ma bogaty program na dzi
siejszy wieczór. Proponuję omówić szczegóły w drodze
do hotelu.
- Doskonały pomysł. - Clarence chrząknął i odwró
cił wzrok, unikając pytającego spojrzenia swojej towa
rzyszki.
Panna Seabrook domyśliła się, o co chodzi. Wyglą
dało na to, że zyskała kolejnego opiekuna; miał nim być
człowiek, od którego wolałaby się trzymać z daleka.
- Chwileczkę - rzuciła, spoglądając badawczo na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]