Swiat studni #5 Zmierzch przy Studni Dusz Testament Nathana Brazila - CHALKER JACK L , ebook txt, Ebooki w TXT
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CHALKER JACK L.Swiat studni #5 Zmierzch przyStudni Dusz: TestamentNathana BrazilaUuk Quality BooksJACK L. CHALKERPrzeklad: Marek RudowskiDom Wydawniczy REBIS Poznan 1996Tytul oryginalu: Twilight at theWell of Souls: The Legacy of NathanBrazilWydanie IStrefa Poludniowa, Swiat Studnia -Druzyna Morvathu donosi, ze z cala pewnoscia zabila wlasnie Nathana Brazila - powiedzial ze znuzeniem Czillianin. Jego opuszczone czlonki i glowa w ksztalcie dyni wyrazaly wyczerpanie.Serge Ortega westchnal.-Ile takich doniesien mielismy dzisiaj?-Dwadziescia siedem - odparla roslinna istota - i to jeszcze nie koniec.Ortega rozluznil sie, rozsiadl sie na swym poteznym, skreconym ogonie i potrzasnal glowa.-Nalezy jednak podziwiac genialnosc pomyslu. Wiedzial, ze Rada Swiata Studni nigdy nie odwazy sie go wpuscic z powrotem. Sprowadza zatem kilku chirurgow do Kom, zeby przerobili szereg osob tak, aby byly podobne do niego i wysyla je tu. To nalezy podziwiac. Trzeba tez podziwiac odwage ludzi, ktorzy pozwalaja sobie zrobic cos takiego, chyba ze sa cholernie naiwni albo po prostu cholernie glupi.Czulki Czillianina, podobne do pedow winorosli, wykonaly bardzo ludzki gest.-To nic nie znaczy. Co mu to daje? Zabijamy kazdego, kto sie przekradnie, i wiemy, ze gdy tu przybedzie, bedzie wygladal tak jak na naszych zdjeciach. Nawet jezeli przedostanie sie w przebraniu, wiemy, ze musi pojawic sie w Ambrezie, a ten szesciokat jest zbrojnym obozem, bardzo dobrze strzezonym. Jak ktos o znanym wygladzie, nagi, pozbawiony przebrania moze miec nadzieje, ze uniknie straznikow?-Nie znasz Brazila - odparl Ortega. - Ja znam. Przestan myslec na chwile jak komputer, a zacznij myslec jak pirat. Nathan jest zlym, sprytnym piratem o sposobie myslenia prawie takim jak moj. Przebieglym, Grummo. Naprawde przebieglym. Rozumie nas. Zna nasz sposob myslenia, nasz sposob reagowania... Popatrz, jak latwo domyslil sie, ze bedzie mu potrzebna ta cala zaslona dymna, zeby sie przesliznac. Na pewno zdaje sobie tez sprawe, ze bedziemy sie spodziewali, iz zastawi pulapke. Gdybys planowal tak daleko w przyszlosc i wprowadzal ten plan w zycie oraz znal swoje ograniczenia, kiedy przybylbys do Swiata Studni? - Czillianin zastanawial sie przez chwile.-Trudno powiedziec... poczekaj... pewnie wtedy, kiedy zabijanie sobowtorow tak nam sie znudzi i obrzydnie, ze przestaniemy to robic.Ortega pokrecil przeczaco glowa.-Nigdy. Zbyt ryzykowne. Lacznosc pomiedzy Swiatem Studni a reszta wszechswiata odbywa sie tylko w jedna strone. Nie ma sposobu, zeby dowiedzial sie, kiedy taki moment nastapi lub czy w ogole nastapi. Nie... nie... to do niego niepodobne... Nie podejmie takiego ryzyka, kiedy operacja jest tak wazna.-Kiedy zatem? - Czillianin zapytal z ciekawoscia.Wywodzac sie z szesciokata, ktorego system spoleczny przypominal wielki uniwersytet, istota ta dobrze opanowala cala wiedze ezoteryczna, ale zyla jak pod kloszem i nie miala zadnego doswiadczenia w tego rodzaju pokretnym mysleniu.-Zastanawiam sie nad tymi, ktorzy przedostali sie pierwsi - mowil Ortega do Grummy. - Dobrze, wysylasz swoich kluczowych ludzi na poczatku i oni sie przedostaja. To ma sens. Gdybysmy z gory wiedzieli, ze cos takiego sie szykuje, od razu polozylibysmy kres temu planowi. I jeszcze ta dziewczyna, Chang. Dlaczego zatrzymala sie tu, zeby sie ze mna spotkac? Zeby wspomniec dawne czasy? Ma wiecej powodow, by mnie zabic, nizli zrobic cokolwiek innego, a poza tym ona jest z mego plemienia. Nie uczynila tez tego z ciekawosci. Ryzyko, ze bede cos podejrzewal, bylo zbyt wielkie. Tak... tak... Po co przyszla? Aby sie przedstawic i powiadomic mnie, ze szykuje sie ten wielki spisek i ze Brazil wraca?Cierpliwosc Czillianina tez miala pewne granice.-No, dobrze. Dlaczego?Ortega usmiecha sie z duma.-Przyszlo mi to na mysl dopiero dzis rano i chcialem rozwalic sobie glowe o mur, ze nie wpadlem na to wczesniej. Zrobila to z kilku powodow. Po pierwsze, wysondowala, co o tym wszystkim mysle i zorientowala sie, jaka wladza jeszcze tu dysponuje. Po drugie, dala gwarancje, ze tego rodzaju operacja, czyli polowanie na Brazila, zostanie przeprowadzona.-Ale to oznaczaloby koniec Brazila - zauwazyl Czillianin.Ortega usmiechal sie nadal.-Nie, jezeli Nathan Brazil juz tu jest. Przybyl wczesniej niz wszyscy inni. Stracilismy tyle czasu, polujac na niego, ze nim bysmy zaczeli go szukac w Ambrezie, byloby za pozno.-Masz jakies dowody? - zapytal Czillianin sceptycznie.-To jak stara gra w muszelki - kontynuowal czlowiek-waz, po czesci ignorujac pytanie. - Bierze sie trzy muszelki, a pod jedna z nich ukrywa kamyczek. Nastepnie przesuwa sie muszelki tak, zeby oszukac frajera. Mysli on, ze widzi, iz muszelka z kamyczkiem przesuwana jest na prawo, ale to tylko zludzenie. Kamyczek pozostaje pod srodkowa. To sie wlasnie zdarzylo tym razem. Najpierw pojawil sie kamyczek - Brazil, a my gapilismy sie na przesuwanie pustych muszelek.-Ale czy masz jakis dowod? - nalegal Czillianin.Krzaczaste brwi uniosly sie.-Dowod? Oczywiscie. Kiedy juz raz zrozumialem, ze zostalem nabrany, wszystko bylo proste.Ortega siegnal ponad swym biurkiem w ksztalcie litery "V" i jego dolna prawa reka nacisnela szereg guzikow na niewielkiej tablicy kontrolnej. W glebi pokoju rozblysnal ekran. Ukazal sie na nim nieruchomy obraz wielkiej sali Bramy Studni, przez ktora wchodzili wszyscy, ktorzy wpadli do bram teleportacyjnych dawno wymarlych Markowian. Kamery byly tam ustawione od niepamietnych czasow i nikt nie mogl wejsc niezauwazony i bez podania miejsca w Swiecie Studni, do ktorego sie udawal.Na ekranie migotaly ksztalty. Pojawialy sie na nim postacie z ponad dwudziestu swiatow, ktorych jedyna wspolna cecha byla budowa ciala z czasteczek zwiazkow wegla. Formy zycia nie oparte na weglu byly automatycznie kierowane do Strefy Polnocnej.-Cofnijmy sie - wyjasnil Ortega towarzyszowi. - Cofamy sie od momentu, w ktorym Chang i jej towarzysze przekroczyli Brame.-Jak daleko cofnelismy sie w czasie? - zapytala istota roslinna, ogladajac obraz wrzecionowatego organizmu, ktory wygladal, jak gdyby pozbawiony byl glowy, ogona i czlonkow.-Trzy tygodnie. Cofnalem sie juz nawet dalej. O, tu! Tego wlasnie szukalem!Jedno z szesciu ramion Ortegi wystrzelilo i nacisnelo guzik, unieruchamiajac obraz.-To, moj przyjacielu, jest Nathan Brazil - powiedzial bez wyrazu.Czillianin wpatrywal sie w ekran. Ukazala sie na nim niewielka i zwinna postac, ale nie byla to w zadnym przypadku istota, ktora wedlug wiedzy Grammy powinien byc Brazil. Humanoidalny, ciemnoniebieski tulow zakonczony byl kosmatymi nogami podobnymi do kozich. Twarz satyra przeswitywala spod granatowego zarostu i obfitej brody. Na szczycie glowy sterczaly dwa niewielkie rozki.-To nie jest typ 41 - zauwazyl Czillianin - lecz 341: Agitarianin.Ortega zachichotal.-Nie. Rzeczywiscie wyglada jak Agitarianin i tak ma wygladac. Twierdze, ze to doskonala charakteryzacja. Nat zatrudnil prawdopodobnie najlepszych charakteryzatorow. Przebranie zmyliloby pewnie nawet agitarianskiego ambasadora, pod warunkiem ze Nat nie musialby demonstrowac umiejetnosci wysylania szoku elektrycznego. Nie liczyl na nic innego poza wejsciem, spotkaniem z oficerem dyzurnym, standardowa odprawa, a nastepnie przejsciem przez Studnie. Bardzo sprytnie. Nigdy bysmy nie zauwazyli. W kazdym stuleciu mamy dwoch lub trzech takich klientow. Bardzo sprytnie. Dobry podstep.-Skad pewnosc, ze to nie jest po prostu 341? - nalegala istota roslinna.-Popelnil blad - odparl Ortega. - Jeden glupi blad. Blad, ktorego nigdy bym nie spostrzegl, az byloby za pozno, i ktorego nikt w naszej Strefie by nie zauwazyl. Blad rozmyslny. Nie mozna jednak bylo go uniknac. Nat nie znal jezyka Sangrilu - chyba wlasnie tak nazywaja go we wszechswiecie. Ta rasa i Kom nigdy sie nie spotkaly i nie mogl sie tego jezyka nauczyc.-Chcesz powiedziec, ze w czasie wstepnego przesluchania mowil innym jezykiem? - nalegal zdumiony Czillianin. - I to go zdekonspirowalo? Dlaczego zatem sprawa nie ujawnila sie juz wtedy?Ortega zachichotal.-A jak my rozmawiamy? Mowie w jezyku Ulikow, ktorego twoj dziwaczny roslinny generator dzwiekow nie moglby odtworzyc. Z tych samych powodow czestotliwosc dzwiekow twojej mowy jest dla mnie nieslyszalna. Porozumiewamy sie jednak normalnie.-Ach. - Dziwaczna, dyniowata glowa Czillianina uniosla sie; wyraz zdziwienia zas stanowil tylko uzupelnienie gestu zrozumienia. - Translatory. Oczywiscie! W zasadzie to przeciez projektory telepatyczne.Czlowiek-waz skinal twierdzaco glowa.-Naturalnie. Tu, w Strefie, nosimy je wszyscy z przyczyn czysto dyplomatycznych. Wszyscy. Tutejszy glowny system lacznosci jest jedynie wieksza, bardziej skomplikowana wersja translatora, pozwalajaca nam rozumiec przybyszy bez dodatkowych staran. Brazil wiedzial, ze system ten odbierze, cokolwiek powie, i przetlumaczy to na nasze jezyki, tak jakbysmy to my rozmawiali.-Ale czy nie bylo to niebezpieczne? Przeciez mogl sie natknac na wczesniejszego przybysza 341.-Mial niewielka szanse - odparl Ortega - a poza tym wiekszosc ras mowi kilkoma jezykami. Sytuacja zmienia sie wraz z uplywem czasu i odlegloscia. Popelnil blad ze wzgledu na jezyk, jaki wybral, i na to, ze bylem jedna z niewielu osob w Swiecie Studni, ktora potrafila ten jezyk rozpoznac. Musze przyznac, ze konieczne bylo uzycie komputera dla pokonania mechanizmow mojego translatora.-A jezyk?Ortega usmiechnal sie.-Starozytny hebrajski. Kiedys przybylo tu paru rabinow i jezyk byl zarejestrowany w komputerach centralnych. To na pewno hebrajski. Jezyk z grupy 41, ktory Brazil dobrze zna. Ten czlowiek jest cholernie sprytny.Czillianin ...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]