X


Swoboda Krzysztof - Iwa, ebooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Krzysztof SwobodaIwaSiedział w towarzystwie dwójki kolegów, obgryzając nerwowo paznokcie. Dość wysoki,odrastający od ziemi na niecałe 180 centymetrów chudzielec ze standardową, nie wyróżniającąsię z tłumu fryzurą, zachodzącą w ciemny blond. Obserwował przeszklony gabinet redaktoranaczelnego. Szef zazwyczaj stawał po stronie pracowników i wręcz emanował otwartością, jakatutaj symbolicznie przekuwała się na zawsze odsłonięte żaluzje biurowe i lekko uchylone drzwi,zza których często dało się słyszeć konkretne, rockowe kawałki napisane i wyśpiewane przezgwiazdy lat 80. Dzisiejszego dnia, za sprawą trójki smutnych panów w drogich, czarnychgarniturach, legitymujących się siejącymi popłoch legitymacjami, na widok których nawetnajwiększe wygi z policyjnej drogówki spuszczają wzrok i potulnie wracają do niebieskiegopojazdu, drzwi zostały zamknięte, a żaluzje opuszczono. Wtedy też ostatni raz widział skwaszonąminę przełożonego, poczciwego tłuścioszka pod krawatem, mającego jakiś bliżejniezidentyfikowany pociąg do szelek, które od kilku dobrych lat, towarzyszyły „rednaczowi”każdego dnia.Ledwie dwa razy drzwi gabinetu otworzyły się, raz, gdy próg przekroczyła sympatycznasekretarka, niosąca na plastikowej tacy cztery, świeżo zaparzone kawy. Po raz drugi, kilkasekund później, gdy zamknęła je za nią wielka, wymuskana dłoń, otulona czarną, sprawiającąwrażenie drogiej, tkaniną.Mimo że sprawa mogła wyglądać na zagadkową, to jednak solidni dziennikarze śledczy, atakich w budynku włącznie z Sikorskim znajdowało się w tym momencie kilkoro, wiedzieli o cochodzi. Po prawdzie wszyscy, od wiecznie niezadowolonego ze swojej sytuacji działusportowego, przez blogerów po dziennikarzy terenowych i fotoreportera wiedzieli, że smutnipanowie pojawili się w związku z Aferą Binieckiego: rozdmuchaną przez Darka sprawą, wedlektórej w jednym ze strategicznych ministerstw w kancelarii premiera wielokrotnie mianodopuszczać się nadużyć finansowych i przyjmowania łapówek.Niestety, mimo udanej prowokacji dziennikarskiej, podczas której wręczono ważnej,ministerialnej figurze pokaźny plik banknotów, ktoś zdołał w odpowiednim momencie pociągnąćza sznurki i zaalarmować wyżej postawionych przełożonych. Przy wyjściu z eleganckiegobudynku zaczepili go, niby przypadkowo, uprzejmie prosząc, aby poddał się krótkiemuprzeszukaniu. Nie usłyszał podstawy prawnej, bowiem wprawny, ledwie co widoczny dlapostronnych cios w splot słoneczny sprawił, że zgiął się w pół. Czyjaś ręka przytrzymała wątłegomężczyznę. Z daleka wcale nie wyglądało na to, że dwaj umięśnieni, krótko ścięci faceci wciemnych okularach trzymają go teraz z całej siły za wątłe ramiona, usiłując zadać jak najwięcejbólu.Zniknął w niedużej, ulokowanej przy głównym wejściu wnęce, prowadzącej wprost dokanciapy szefa ochrony. Tam też po raz ostatni widział dyktafon i niedużą kamerę szpiegowską,jaką za pieniądze wydawnictwa nabył dla Dariusza Sikorskiego główny przełożony. Spędził wzaciemnionym pomieszczeniu kilka godzin, odpowiadając na dziesiątki pytań. Pytali o wyjazdyzagraniczne, o zmarłego ojca i jego pracę, przeglądali kontakty w telefonie, aby po dłuższymczasie, po nitce do kłębka dokopać się studiów i kariery zawodowej. Wypuścili go,zdezorientowanego, późnym popołudniem. Od razu pojechał do biura, jednak na pasach,oddzielających go od wejścia do budynku, zaparkowany pojazd mrugnął długimi światłami kilkarazy stronę. Gdy zza przyciemnianej, opuszczającej się szyby wyłoniła się dobrze znana,wyprana z emocji twarz, przezornie zawrócił i cały czas czując na sobie wzrok udał się do domu,aby późną nocą zasnąć.Teraz, ledwie kilkanaście godzin po tej cholernej wpadce z uwagą obserwował, jak poblisko godzinnej rozmowie drzwi gabinetu naczelnego otwierają się. Trójka postawnychmężczyzn szybko opuściła budynek. Zza otwartych drzwi wyłoniła się głowa szefa. Przezmoment ich spojrzenia spotkały się. Skinięciem zaprosił go do siebie. Spojrzał po kolegach,którzy uśmiechali się tępo w jego stronę, usiłując przekonać Darka i siebie samych, że wszystkobędzie w porządku. Powoli wstał i ruszył na spotkanie przeznaczenia.– Jestem.– Widzę. Zamknij drzwi i siadaj.Usłuchał. Sfatygowany fotel lekko zaskrzypiał pod ciężarem.– Co zrobimy z tą sprawą, szefie? Ciągle mogę napisać o tym, co mnie tam spotkało.Mam swoje kontakty i…– Zwalniam cię ze skutkiem natychmiastowym.Z trudem zmusił się do zamknięcia ust, które mimowolnie otworzył.– Jak to?!– Nie ma wyjścia. Pozbieraj rzeczy, dostaniesz odprawę i takie tam. To nic osobistego,Darek, ale zamiast na gniazdo pszczółek, trafiłeś na pierdolone szerszenie.– Nie z takimi se damy radę, szefie!Mężczyzna gałkami ocznymi wskazał na jakiś bliżej niezidentyfikowany punkt naszczycie szafki, pełnej jakichś akt i papierów.– Nie. Nie z takimi – ostro zaakcentował ostatnie słowo, dodając: – Wynoś się.– Ale…– Darek, wypierdalaj. – Wstał, z kwaśną miną, pokazując palcem drzwi wyjściowe. –Dobrze nam się pracowało, ale to już przeszłość. Zostaw to wszystko i znajdź sobie jakiś plan nażycie, bo obawiam się, że nawet moja najlepsza i najszczersza rekomendacja już ci w branżyniewiele da. Wyciągnął rękę w stronę ciągle niedowierzającego mężczyzny. Po chwiliodwzajemnił gest i po raz ostatni uścisnął dłoń przełożonego.W godzinę później żegnał się z kolegami, którzy pomagali mu znosić cały dobytek wnaprędce zorganizowanych kartonach – zupełnie jak w amerykańskich średniej klasy filmach, –do samochodu. Udawane uśmiechy, poklepywanie po ramionach i kilka poważnych ofertwstawiennictwa w jego sprawie nie były jednak w stanie rozładować toksycznej atmosfery, któraczule objęła redakcję, deklarując szybkie odejście – wraz ze zwolnionym z robotydziennikarzem. Oddał kilka uśmiechów, w milczeniu pożegnał się z większością kolegów ikoleżanek, po czym wespół z kilkorgiem z nich ruszył w ostatnią trasę, wprost ku samochodowi.Po ostatnim transporcie, na jaki składał się nieduży, pluszowy miś, jakiego dostał wpodziękowaniu od dzieciaków jednego z przedszkoli za ujawnienie bicia podopiecznych przezwychowawczynie, opadł na siedzenie kierowcy i odetchnął głęboko. Kątem oka dostrzegł, żekilkoro towarzyszących mu osób uznało, że symboliczne wyprowadzenie zwolnionego dobiegłowłaśnie końca. Wolnym krokiem, starając się unikać zerkania w jego stronę ruszyli ku siedzibieredakcji, jak ku ziemi obiecanej, do której on nie będzie miał już nigdy wstępu.Klient poczty w smartfonie alarmował o niemożności połączenia z redakcyjną skrzynką.Zrozumiał, że jego konto oraz historia korespondencji została zablokowana, być może nawetskasowana. Wątpił, aby jacyś skurwiele z ministerstwa chcieli dokopać mu jeszcze bardziej.Zarówno on, jak i jego koledzy wiedzieli, że zabierając mu tę robotę i dając na odchodne wilczybilet i gówno wartą garść uśmiechów zabrali mu niemal wszystko to, co kochał.– Skurwysyny – syknął po cichu, zamykając drzwi pojazdu. Przekręcił kluczyk wstacyjce, uchylił szybę i powoli ruszył w stronę szlabanu. Stylowe, odpicowane czerwone Audi80 po raz ostatni opuszczało prywatny, redakcyjny parking. Na odchodne uśmiechnął się dociecia i jak gdyby nigdy nic się pożegnał.Młody facet z dziewiczym wąsikiem, miłośnik komiksów, które mógł w tej budce czytaćcały czas, ledwie kącikami ust odwzajemnił gest. Cholera tam wie, co robił w tej klitce, gdyżaden samochód akurat nie żebrał o podniesienie szlabanu. W slangu jego byłych kolegów, zewzględu na ciekawe epizody, jakie organizował tam przez dobre dwa lata były stróż, klitka nosiłamiano „zielonej ruchawki”. Nie, budka nie była koloru zielonego. Była szara, jak szare imonotonne było życie wszystkich tych, którzy w niej zasiadali. Tylko Śruba, masywny,oblepiony tatuażami, o wielkim ego, koziej bródce i dochodzie 1300 złotych na rękę, mężczyzna,uczynił z fuchy ciecia coś, o czym inni mogli jedynie marzyć.Wielkolud zagrał na nosie całemu wydawnictwu i nieformalnie ośmieszył wszystkichśledczych z Sikorskim włącznie. Najpierw, pod pozorem przerwy na papieroska uczyniłniewielką kanciapę sympatycznym miejscem, gdzie w ciągu jednej zmiany był w stanie uwolnićod migreny nawet dwie, najbardziej zrzędliwe (a jednocześnie najbardziej ponętne) sekretarki.Nikogo nie dziwiło, że często wracają jakieś takie dziwnie spocone, z odrobinę poszarpanąodzieżą czy nieposkromioną fryzurą. O ile budka była całkiem wysoka, to jednak miejsca wszerzbyło stosunkowo niedużo, toteż Śruba musiał męczyć się z nimi na jeźdźca, gdzie chociaż przezchwilę dwa rudzielce od papierkowej roboty mogły poczuć się tak, jakby miały tego krzepkiegoskurwiela w garści. Nikt nie pytał, mało kto plotkował, bo roboty było wiele, to też korzystny dlaobydwu stron proceder kwitł w najlepsze.Życie Śruby było jednak zbyt monotematycznym: ruchał w pracy, ruchał poza pracą,nawet na urlopie spędzanym na koszt rodziców, ruchał. Z czasem, na co dzień sympatycznypaker po trzydziestce, po zawodówce o specjalizacji ogrodniczej doszedł do wniosku, żepotrzebuje czegoś więcej, urozmaicenia i adrenaliny, której monotematyczne pieprzeniewszystkiego wokół przestało dostarczać. Śruba zapragnął więcej zarabiać. Korzystając zkontaktów, angażując w plan spory metraż strychu w domu, który odziedziczył po dziadkach,zajął się tym, do czego miał predyspozycje zawodowe: podlewał, nawadniał, dbał o minerały,wilgotność i temperaturę, a w odpowiednim momencie ścinał, pakował w strunowce i w niedużejaktówce nosił do pracy, gdzie szybko zaczęli schodzić się dziwni, młodzi ludzie.Przez dwa lata śledczy, którzy mijali się z grubasem nawet i paręnaście razy dziennie anirazu nie zastanowili się, dlaczego spaślak zamienił wilgotne cipki sekretarek na jakichśanonimowych facetów i laski, które stały pod tym pieprzonym szlabanem od godzin porannychaż do późnego popołudnia, gdy cieć kończył pracę.Śruba powoli spełniał marzenia. Nowe tatuaże, kupił mobilną konsolę do gier i pełenpakiet sportowy telewizji kablowej. Obkupił się firmową odzieżą, na tęgiej klacie pojawiały sięco rusz nowe łachy o wartości paruset złotych. Wpadł, bo popełnił grzech zaniechania. O ilewcześniej kochał tylko i wyłącznie kutasem, tak przez jakiś czas, sporadycznie częstując skrętem,ciągle posuwał sekretarki. Gdy jednak popadł w zakupoholizm i manię ogrodnictwa na skalęzbliżoną do przemysłowej, rudowłosa piękność, Dominika, która znana była w redakcji z pociągudo tego, co każdy z jej kolegów nosił w gaciach, nie wytrzymała i postawiła mu ultimatum:solidne pieprzenie jak dawniej, albo pożałuje. Większość facetów bez chwili zawahaniawybrałaby wariant, nazwijmy to, ugodowy. Zaślepiony żądzą nabijania sakiewki wysokiminominałami Śruba, po szybkiej kalkulacji, ile w tym czasie zdoła stracić klientów, rzucił w jejkierunku jednoznaczne: wypierdalaj.Nie minęły trzy godziny, gdy zapłakana kobieta zawezwała policję, która znalazła przycieciu ponad 30 gram wysokiej jakościowo marihuany i kilka porcji LSD. Kolejnego dnia nieprzyszedł do pracy. Ani następnego. Po tygodniu ciągle otwartych szlabanów na wakat po Śrubieprzyszedł właśnie on: zapryszczony fan komiksów. Prezes postawił na wariant bezpieczny: jednądecyzją uciął zarówno pieprzenie się pracownic w godzinach pracy, jak i dilerkę o której, mimo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfc.htw.pl
  • Drogi użytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu dopasowania treÅ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerów w celu personalizowania wyÅ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treÅ›ci marketingowych. PrzeczytaÅ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoÅ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.