Swiateczna kafejka, (2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->PrologBea stała w świetle wczesnego wieczoru, a południowoaustralijskiwiatr muskał jej twarz i rozwiewał długie, siwe włosy. O tej porze rokurobiło się już przyjemnie i w mieście wyczuwało się atmosferęradosnego podekscytowania. Mieszkańcy Sydney z natury uwielbialisłońce i cieszyli się z każdej okazji, żeby wylec na dwór. Kobieta przezchwilę wpatrywała się przed siebie, w figurę dzika z brązu. Il Porcellinoodwzajemnił jej spojrzenie, aż poruszyła palcami w kieszeniachfantazyjnej bluzy koloru trawy. Za jej plecami wzdłuż Macquarie Streetciągnął się strumień ludzi, którzy wracali z pracy z kurtkami pod pachąi podwiniętymi rękawami koszul, spiesząc do domu, żeby jeszczeskorzystać z wieczornego słońca – czy to podczas spaceru brzegiemplaży, czy przy kolacji w ogrodzie. Biurowi koledzy, już w radosnym,gwiazdkowym nastroju, maszerowali w grupach pod rękę, będącznacznie bliżsi sobie dzięki rozweselającym napojom niż jakimkolwiekszkoleniom integracyjnym. Bea zazdrościła im tych zwykłych,codziennych spraw. Rozejrzawszy się dookoła, przemogła nieśmiałość,postąpiła krok naprzód i niepewnie pogłaskała błyszczący nos bestiiz wielkimi kłami.– Proszę – wyszeptała i na moment zamknęła oczy, po czymwrzuciła niewielką, okrągłą monetę z kwadratową dziurką do wodyu stóp pomnika. Gdy ponownie podniosła głowę, westchnęła ciężkoi objęła wzrokiem imponujące arkady i ozdobne, zielone balustradyz kutego żelaza, za którymi rozciągały się tarasy i ogrody. To był pięknybudynek w mieście, które oboje kochali. Istniało wiele znaczniegorszych miejsc, gdzie jej mąż mógłby umrzeć.– A, już pani wróciła. Poszła się pani przejść?Miła pielęgniarka zgasiła górne jarzeniówki i pokój zatonąłw łagodnym półmroku rozpraszanym jedynie słabym światłem lampkinad umywalką. Tak było najprzyjemniej – zacisznie i przytulnie.– Właściwie to nie, wyszłam się tylko przewietrzyć. Ciepło dziś. –Bea wstrząsnęła sobie przód bluzy.Pielęgniarka skinęła głową. Kończyła zmianę dopiero rano, więcpogoda na zewnątrz nie miała dla niej większego znaczenia.Zakrzywionym palcem ujęła nadgarstek Petera i przyłożyła mu dłoń doczoła, spoglądając życzliwie w jego zmętniałe oczy.– Zaraz wracam, Peter – powiedziała.Bea była bardzo wdzięczna za to, jak kulturalnie pielęgniarkiodnosiły się do jej męża. Być może w ogóle ich nie słyszał ani nierozumiał, ale, ku jej radości, one zachowywały się tak, jakby tak było.Usiadła znowu na winylowym krześle nieopodal łóżka, ciąglew tym samym ubraniu, które nosiła przez ostatnie siedemdziesiąt dwiegodziny – wymiętym i poplamionym kawą i smugami tuszu do rzęsprzeniesionymi przez zmęczone palce z zapłakanej twarzy.– Gdyby pani czegokolwiek potrzebowała, proszę tylkozadzwonić – przypomniała pielęgniarka, kierując się do drzwi.Bea skinęła głową.– Tak, dziękuję bardzo. Czy jemu niczego nie trzeba? Może podaćlekarstwo?Pielęgniarka uśmiechnęła się i odpowiedziała powoli i łagodnie,jakby mówiła do małego dziecka:– Nie. Już wystarczy. Najlepiej, jeżeli pozwolimy działać naturze.– Jak pani myśli, jak długo? – odezwała się Bea cicho i odwróciławzrok, zawstydzona własnym pytaniem.Pielęgniarka potrząsnęła głową i odparła tym samym serdecznymtonem:– Naprawdę trudno powiedzieć. Czasami to może przebiec bardzoszybko, ale są ludzie, którzy potrafią opierać się nawet kilka dni.Niczego nie można przewidzieć, chociaż w przypadku Peterapowiedziałabym, że to potrwa raczej krócej niż dłużej. Dobrze, że panitu jest. – Zmrużyła oczy w uśmiechu i zamknęła za sobą drzwi.Bea doceniała jej życzliwą szczerość. Pochyliła się na krześle doprzodu i oparła łokcie na szczupłych kolanach.– Słyszałeś, kochany? Dobrze, że tu jestem. Chociaż osobiściewolałabym, żeby żadnego z nas tu nie było. Moglibyśmy na przykładżeglować sobie teraz gdzieś u brzegów Whitsunday, wsuwać świeżozłowione rybki i popijać dobrze schłodzone winko. Potem moglibyśmyuciąć sobie drzemkę w słońcu na pokładzie, a po przebudzeniupopluskać się w morzu, wyjść na brzeg, usiąść na tym drobniutkim,białym piaseczku i patrzeć, jak mija dzień. – Na twarz wypłynął jejuśmiech. – Pamiętasz tamto Boże Narodzenie? Tylko ty i ja. Byłocudownie, prawda? Najlepsze święta w całym moim życiu.Wzięła do ręki dłoń męża i nachyliła się nad nim jeszcze niżej.Oczy zasnute miał mgłą, ale głowa poruszała się nieznacznie to w lewo,to w prawo, jakby szukał twarzy, której już nie mógł dostrzec.– Wszystko w porządku, najdroższy, jestem tu. Nigdzie się niewybieram.Kącik ust drgnął mu prawie niezauważalnie. W półmrokuspowijającym całe skrzydło szpitala Bei wydawało się, że posłał jejostatni, pożegnalny uśmiech, ale może po prostu bardzo chciała w towierzyć. Toczył ciężką walkę. Na skórze połyskiwał mu niezdrowy pot,podczas gdy ciało broniło się przed nieuniknionym. W powietrzu unosiłsię mdły, nieprzyjemny zapach, który Bea miała później poczuć jeszczenieraz w niektórych odmianach kwiatów i w oddechu starych,schorowanych ludzi. Już zawsze kojarzył jej się potem z tą chwilą i z tąsalą szpitala.Pomyślała o scenach śmierci, które widywała często w kinie albow teatrze – dramatyczne wyznania lub deklaracje miłości wyszeptaneostatnim tchem na tle narastającej muzyki skrzypcowej. To byłaoczywiście jedna wielka bujda. Bea już raz widziała umierającegoczłowieka po wypadku drogowym na rogu Elizabeth Street i Park Street.Nawet nie zdążył mrugnąć, a już go nie było. Peter natomiast walczyło każdą sekundę, jaka mu została, twardo i zaciekle do samego końca.Żałowała, że sceny w filmach nie były prawdziwe. Tak by chciała, żebyuniósł się teraz zaróżowiony z wysiłku, spojrzał jej prosto w oczy,położył jej dłoń na policzku i zapewnił, że wszystko będzie dobrze, żemiał wspaniałe życie i że zawsze ją kochał. Co do tego ostatniego niemiała wątpliwości, ale na myśl, że nigdy już tych słów nie usłyszy,ogarniał ją niepomierny smutek.Naraz wezbrała w niej gwałtowna fala miłości i wdzięczności dotego mężczyzny, który pokochał ją ponad wszystko i zaopiekował sięnią, mimo że dla niej był dopiero na trzecim miejscu, po synui wspomnieniu innego, któremu oddała serce dawno temu. Nawet teraz, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kfc.htw.pl